Empatia, kreatywność i ruch. I znów empatia. Wszystkie wpływają na siebie nawzajem, i właśnie o tych zależnościach proponuję Wam cykl tekstów.  Trzeci – „Empatia wspiera kreatywność” – pokazuje w jaki sposób empatia pomaga wyciszyć stres i przestawić się w tryb tworzenia.

 

Uspokajamy się w ten dobry sposób, przechodzimy do trybu ekspresji, relacji i samoregulacji, kiedy jesteśmy świadomi, co się dzieje wewnątrz nas i na zewnątrz. To najważniejszy wniosek z poprzedniego tekstu z tej serii. W tej części chciałabym zaprosić Was do spojrzenia na to z punktu widzenia empatii.

No dobrze, a co to właściwie jest?

Dzięki popularności NVC, czyli języka porozumienia bez przemocy Marshalla Rosenberga, empatia wielu osobom może kojarzyć się automatycznie z wyrażaniem empatii w czterech krokach. Na przykład: kiedy uświadamiam sobie, że termin oddania pracy jest za tydzień, a mamy na razie szkic (opis), robię się spięta i przestraszona (emocje), bo potrzebuję jasnego planu współpracy (potrzeby), więc proszę, żebyśmy dzisiaj ustalili realistyczny harmonogram (prośba). Empatyczny komunikat jest oczywiście bardzo ważny, jeśli tworzymy w zespole, czy też pracujemy z dziećmi lub pacjentami. Ale – tak, jak już pisałam w tekście „Porozumienie bez przemocy zaczyna się w ciele” – słowa to czubek góry lodowej. A jeśli nie wykona się odpowiedniej pracy w środku, można wygenerować komunikat typu szakal w żyrafiej skórze. Dość dobrze imituje NVC, ale czuć w nim niechęć i brak akceptacji. („Łączę się tu z potrzebą planu i jasności, że jeśli ktoś zostawia pracę na ostatnią chwilę, to jest to po prostu nieprofesjonalne i nieodpowiedzialne”).

Dlatego to, co ja mam na myśli mówiąc o empatii, to jest ta podwodna część góry lodowej. To jest wgląd w siebie i próba wczucia się w drugą osobę, przyzwolenie na czucie tego, co się tam znajdzie, przyzwolenie na posiadanie potrzeb. Szacunek do nich. To jest też otwartość na rozmaite strategie zaspokojenia tych potrzeb.

Tango w pojedynkę

Na pierwszym miejscu piszę o wglądzie w siebie, choć zgodnie z najściślejszą definicją SJP, empatia to „umiejętność wczuwania się w stan wewnętrzny drugiej osoby”. Także Jesper Juul pisze, że „empatia to forma, w jakiej wyraża się nasze bezpieczne bycie z samym sobą na drodze kontaktu z innymi ludźmi”[1]. Wynika z tego, że empatia realizuje się więc przede wszystkim w kontakcie z drugą osobą. Mimo to uważam, że nie ma nic sprzecznego w daniu empatii sobie samemu. Jej sednem będzie wtedy uzyskanie świadomości tego, co dzieje się w nas, nazwanie tego, i pozwolenie sobie na to. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że bez dania empatii najpierw sobie, trudno będzie dać ją komuś innemu.

Zrobić przestrzeń dla kreatywności

Dawanie empatii, sobie i innym, jest przyjemne: wprowadza w stan poczucia bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia. W pewnym sensie otwiera przestrzeń. Piszę o przestrzeni, bo jeśli jest w nas jakieś odczucie, na które nie zwracamy uwagi, to zabiera nam to wiele energii. Zarówno samo odczucie, jak i „przyklepywanie go”, żeby go nie czuć. Usłyszenie go zwalnia nam tę energię i przestrzeń, możemy przeznaczyć je na coś innego. Pozwala „poluzować gardę”, według wyrażenia Kahnemana. A wszystkie te oznaki wskazują na to, że do kreatywności stąd jest już bardzo blisko.

Teoria byłaby więc taka, że najpierw dobrze jest siebie usłyszeć i poczuć wszystko, co się tego domaga (czyli zacząć od empatii), żeby stworzyć przestrzeń i poczuć się bezpiecznie (czyli znaleźć się w trybie kreatywności).

A co z praktyką?

Niedawno rozmawiałam z Krystyną Lamą Szydłowską, która jest choreografką. Powiedziała mi, że dla niej pierwszym krokiem w procesie tworzenia jest akceptacja: sił, możliwości, okoliczności. W przeciwnym razie wewnętrzna niezgoda zużywa energię i nie pozwala być w pełni obecnym. W pełni obecnym, czyli świadomym tego, co wewnątrz nas i na zewnątrz[2], żeby odwołać się do wniosku z poprzedniej części tekstu. Potwierdza się w ten sposób kolejny raz teoria Shankera: dopóki nie ma tej akceptacji, będziemy poświęcać się wewnętrznym monologom i negocjacjom. A to niestety oznacza aktywność tej części środkowej kory przedczołowej od analitycznego myślenia, nie tej kreatywnej.

Jeśli dzieci mają nas słuchać…

Według zbliżonej zasady skonstruowana jest także metoda Faber i Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały”. Proponowane tam strategie są oczywiście różne w zależności od sytuacji. Zazwyczaj jednak pierwszym krokiem jest pomoc dziecku w nazwaniu tego, co się wokół niego dzieje. Dopiero potem zaprasza się je do udziału w burzy mózgów i twórczym szukaniu rozwiązania. W praktyce pierwsze kroki – empatyczne słuchanie i nazywanie uczuć – mogą być nieco burzliwe. Emocje wylewają się, buzują, ale potem nastaje spokój. Prawdziwy, dobry spokój, a nie stan zamrożenia. Warto przeczekać tę chwilową burzę i towarzyszyć w niej dziecku – czy innej osobie – bo ta bezpieczna obecność bardzo wzmacnia. I tę osobę, i waszą relację. Dopiero wtedy powstaje przestrzeń, żeby wspólnie wymyślić strategie działania.

Empatia dla wszystkich

Niezależnie od powodu, dla którego interesujesz się kreatywnością – czy pracujesz z dziećmi, jesteś arteterapeutą, czy może sam jesteś w procesie twórczym – potrzebujesz przestawić przełącznik na tryb poczucia bezpieczeństwa, dobrego nastroju i kreatywności. Chociaż istnieje na to na pewno wiele strategii, najprawdopodobniej przyda ci się empatia: wgląd, a może także nazwanie tego, co poczujesz.

 

[1] Jesper Juul, Empatia. Wzmacnia dzieci. Trzyma świat razem, MiND, Podkowa Leśna 2018, s. 7, podkreślenie autora.

[2] Stuart Shanker, Self reg, mamania, Warszawa 2016, s. 112.