W publicznej szkole ciało może grać w koszykówkę (na boisku), biegać (po bieżni), skakać przez kozła i tańczyć poloneza (czasem). Może spacerować po korytarzu przez 10 minut na każde 45 minut siedzenia.
Nie wolno mu się wiercić, biegać po korytarzu ani po klasie, huśtać się na krześle, stać. Chyba, że za karę, w kącie, choć w ostatnich latach karanie jest coraz gorzej widziane. Przyjmuje bardziej subtelne, równie upokarzające, ale raczej siedzące formy.
Ciało najlepiej jest widziane, kiedy siedzi. W klasie, na korytarzu, w stołówce. I w toalecie, rzecz jasna. Wyjątkiem jest lekcja wf-u, kiedy znienacka ma biegać.
W publicznej szkole uczymy się kształtować charakter pisma, dbamy o wyprasowaną koszulkę do wf-u i schludne zeszyty. Kształtujemy też ukrzesłowiony wzorzec ruchowy.
Tym samym odcinamy wszystko poniżej szyi, zachowując może tylko dłonie, konieczne do pisania. Ukrzesłowieni mamy dyskutować, czytać, liczyć i podejmować decyzje.
Jeśli wstaniemy, przejdziemy się, usiądziemy na ławce machając nogami – przestanie być ważne, co mamy do powiedzenia.
Tylko tyle, że dzieci mówią całym sobą, całym ciałem.
Chcę, żeby moje dzieci budowały nie tylko zasób wiedzy.
- Także umiejętności, w tym społeczne.
- Trenowanie mózgu, poszerzanie horyzontów.
- Świadomość ciała.
- Prawdziwy i pozytywny obraz siebie.
- Kontakt z własnym ja, poczucie integralności.
Dlatego raczej ominiemy szkołę publiczną.
Dlatego uruchamiamy eksperyment – Popołudniową Kooperatywę Edukacyjną http://pke.waw.pl/
Obraz: Andrzej Wróblewski, „Ukrzesłowienie I”, 1956