Choreografia jaka?

Przede wszystkim, ja ten termin „choreografii stosowanej” wymyśliłam. Istnieje po polsku „teatr stosowany”, czyli taki teatr, który ma przyczyniać się do zmiany sytuacji społecznej. Na przykład Teatr 21, którego aktorzy mają autyzm i zespół Downa. O choreografii – cisza, co zresztą nie dziwi, bo to dziedzina u nas niszowa sama z siebie.

Parę przykładów

A jednak takie choreografie istnieją przecież, chociaż nie ma ich dużo i nie mają jednej nazwy. Pierwsze przychodzą mi na myśl projekty społeczne, do których Rafał Urbacki zapraszał robotników, oddając scenę ich osobistym historiom. A także różne przykłady znane mi głównie ze słyszenia, projekt teatralno-ruchowy w domu samotnej matki, czy udział aktorki z zespołem Downa w chórze „Hymnu do miłości”. Brałam też kiedyś udział w projekcie „You KANT Dance”, w którym obok profesjonalnych tancerzy, były tez osoby z niepełnosprawnościami. I było to doświadczenie ważne, które dotąd chodzi mi głowie, ze wszystkim, co było tam dobrego i zarazem trudnego.

Za granicą… Francja

W przykładach zagranicznych, mam wrażenie, nieco większy rozmach i dokładniejsza dokumentacja. Na przykład Angelin Prejlocaj odwiedzał szpitale i więzienia ze swoją grupą Groupe urbain d’Interventions dansées (w wolnym tłumaczeniu: Miejską grupą wystąpień tanecznych). Bardzo mnie ciekawi swoją drogą, czy na gruncie polskim możliwe byłoby dotarcie chociaż do tego etapu? Czy udałoby się założyć taką grupę, znaleźć dla niej finansowanie, zostać wpuszczonym do więzienia?  Dla Prejlocaja to był rodzaj rozgrzewki. Po tych wystąpieniach dostał wiele poruszających maili od więźniów, więc postanowił zrealizować bardziej długoterminowy projekt w więzieniu w Baumettes. Projekt zakończył się spektaklem wystawionym w teatrze, a cały proces został uwieczniony na filmie dokumentalnym „Danser sa peine”.

Za granicą… Belgia

Belgijski teatr taneczny Les Ballets C de la B także zapraszał wykonawców z niepełnosprawnościami. Jego założyciel, Alain Platel, zrobił też choreografię dla grupy młodych bokserów z trudnej dzielnicy, a fragmenty tej pracy można zobaczyć w filmie „Les ballets de ci de là”.

Zobaczcie sami

Takie przykłady z wielu różnych stron – zachęcam swoją drogą do odnalezienia ich i obejrzenia, przynajmniej tych, które są jeszcze dostępne. Ciekawe są efekty tych prac i to na wielu różnych płaszczyznach. Co prawda widzowie mierzący wartość spektaklu jedynie miarą jego wirtuozerii, mogę się rozczarować. Aktorami i tancerzami są tam, jakby nie było, amatorzy, i to nierzadko z niepełnosprawnościami. Nawet jeden ze spektakli Les Ballets C de la B, który zatrudnia także profesjonalnych tancerzy i bardzo dba o jakość wykonania, spotkał się z niezrozumieniem i krytyką we wspomnianym filmie.

Podwójna wartość

Dla mnie wartość takiej choreografii stosowanej leży w dużej mierze w procesie powstawania. W więzi między uczestnikami, w odkrywaniu tego, co chce się powiedzieć. W oddawaniu głosu osobom, które rzadko dostają go w tej formie. Równowaga między autentycznością i efektem estetycznym końcowego produktu, jakim jest spektakl, jest jednak trudna do osiągnięcia. Jak to zrobić, żeby przy niewielkich możliwościach technicznych, wyciągnąć z aktora-amatora to, co najlepsze? Żeby na tej scenie prezentował się po prostu dobrze? A zarazem nie wykorzystać go dla swoich celów artystycznych? Odnalezienie balansu jest wirtuozerią ze strony choreografa, możliwą tylko przy zaufaniu ze strony wykonawców.