Kto jeszcze pamięta wypady na sanki na górkę pod domem? Ja tak, i okropnie mi tego brakuje. I bardzo bym chciała móc pozjeżdżać z moimi dziećmi. Trudno mi to sobie poukładać – wszystko zmienia się tak szybko. Poza katastroficznymi wizjami nadchodzących lat przychodzą różne pytania. Jak to się stało, że do tego dopuściliśmy? Co właściwie można jeszcze zrobić? Rozmaite rzeczy, które dotąd przeczytałam i obejrzałam, sklejają mi się w logiczną całość, którą chcę się dziś z Wami podzielić. Choć liczę się z tym, że jest to może bardziej strumień obrazów i cytatów z tego, czym karmiłam ostatnio swój umysł, niż dopracowana teoria.

Doktorze, czy to poważne?

Cóż, panie pacjencie, co mam panu powiedzieć… polecam przeczytać najnowsze raporty na ten temat. Na przykład na stronie IPCC. Źródła odnawialne, zielona energia? Wygląda na to, że obecnie istniejącego systemu nie da się utrzymać, nawet jeśli przerzucimy się na samochody elektryczne. Które zresztą też zanieczyszczają, tylko w inny sposób[1]. Pan mówi, że to zbyt dołujące i że tak naprawdę nic nie wiadomo? Pan się nie chce nakręcać ani snuć apokaliptycznych wizji? Nie dziwię się, to akurat nic nie zmieni. A może nawet skutkować dodatkowym śladem węglowym. Jak to możliwe? Zaraz do tego dojdziemy. To może tak długo jak się da, udawajmy, że nic się nie dzieje? Business as usual? Może jeszcze przez parę lat się uda tak żyć, a potem może być trudniej. Ktoś ładnie powiedział, że jest lato 1939, a my pijemy lemoniadę na tarasie. A może spróbuje pan spojrzeć na to inaczej, jak na szansę?

Systemu nie widać od środka

Jeśli w systemie coś nie działa, to zazwyczaj nie widać tego od środka. Trudno nawet pomyśleć, że mogłoby być inaczej. Wstajemy rano i jedziemy na automatycznym pilocie przez długą część dnia. Czasem tylko, jeśli się zatrzymamy i posłuchamy siebie od środka, to możemy poczuć niepokój, strach, złość. One prowadzą nas do wypracowania zdrowszego trybu. Czasem spotkamy kogoś, kto nas niesamowicie zirytuje, nadepnie na odcisk… i w ten sposób pomoże nam zidentyfikować te trudności na poziomie przekonań i podstawowych założeń. Richard Schwartz nazywa takie osoby tor-mentorami[2]. W pewnym sensie zapalają metaforyczną zapałkę obok nieszczelnych rur gazowych naszego wewnętrznego systemu. Zdarza się jednak, że mimo wszystko bardzo trudno nam siebie samych usłyszeć. Wtedy bywa tak, że to ciało się odzywa. Boli brzuch, słabnie odporność, przychodzą migreny i przeróżne objawy neurologiczne, wszystko to jako efekt słabości naszych prywatnych małych systemów. Objawy psychosomatyczne.

W dużych systemach jest podobnie, nabrzmiałe konflikty społeczne także dawały wiele znaków, zanim skończyły się rewolucjami, czy konfliktami zbrojnymi. Niektóre zresztą udało się dzięki temu rozwiązać, jeszcze zanim doszło do wybuchu. A może teraz Ziemia daje nam znać ziemiosomatycznie, że nasz styl życia jest niedobry, dla środowiska i nas samych także? Może daje nam jeszcze czas, szansę?

System nie działa

Wiadomo, że zmiany są trudne. Zawsze coś się traci. Robi się obco. Ale pomyślmy… czy naprawdę ten obecny układ jest taki idealny?

Układ, w którym osiemdziesiąt pięć bardzo bogatych osób posiada tyle samo, co w sumie 3,5 miliarda najbiedniejszych, żyjących za mniej niż 3,25$ dziennie? Układ, w którym produkowanie i konsumowanie dóbr jest sposobem na wszystko? W tym układzie, gdybyśmy chcieli podnieść to mniej niż 3,25$ do szalonej kwoty 5$, wymagałoby to ponad piętnastokrotnego wzrostu światowego PKB[3]. Czyli niesamowitego wzrostu wydobycia surowców, zanieczyszczania środowiska. Prowadziłoby do jeszcze bardziej przyspieszonych zmian klimatu. Najdotkliwszych, oczywiście, dla najuboższych. Chronimy ten układ pazurami, już teraz Ursula von der Leyen wspomina o ochronie „European way of life” w kontekście uchodźców[4]. Jest to dość jałowe, bo zasoby nie są wieczne, a planeta ma swoje granice. Ale czy przypadkiem ten układ nas nie zjada, nie płacimy za niego ceny zupełnie go niewartej?

Hej, rozwiązania są proste, serio

Mark Maslin podkreśla, że wiele rozwiązań dobrych dla klimatu ma charakter win-win. Ponowne zalesianie nie tylko zwiększa absorpcję CO2, ale także stabilizuje grunty i lokalne opady. Ograniczenie konsumpcji mięsa przybliża nas do zrównoważonej diety zgodnej z piramidą żywności, ogranicza cierpienie zwierząt – i, oczywiście, emisję CO2. Rower albo spacer zmniejszają nie tylko emisję spalin, ale też występowanie otyłości i chorób serca.[5]

Hej, to świetna wiadomość! To ręka do góry, kto rezygnuje dziś z samochodu? Kto jest gotów zaprosić do swojego dużego domu uchodźców? A może podzielić się z jakąś rodziną połową tego, co posiadamy? Zrezygnować z zagranicznych wakacji, żeby nie lecieć samolotem? Zjeść selerybę w Wigilię i pasztet z fasoli na Wielkanoc? Znam takich, którzy potrafią, ale są w znaczącej mniejszości. Więc w teorii super, niech te rządy coś zrobią, ale tak, żebyśmy tego nie poczuli. A tymczasem tu potrzeba głębokich zmian. Głębokiej adaptacji[6]. Nawet nie do zmian klimatycznych, a w każdym razie nie tylko. Zaryzykuję, że głębokiej adaptacji do życia nam trzeba, skoro nasz system tak bardzo nie działa. Tylko jak? Właśnie – nie na siłę. Ci, których znam, nie cierpią z powodu seleryby, braku samochodu i uchodźców pod dachem. Przeciwnie.

Ślad węglowy naszego stanu ducha

Bardzo ciekawe jest dla mnie to, że na konsumpcję można spojrzeć też od drugiej strony. Schwartz, autor koncepcji Systemu Wewnętrznej Rodziny (IFS) dostrzega i opisuje wiele słabości amerykańskiego stylu życia. Amerykańskiego, czy patrząc szerzej, anglosaskiego, neoliberalnego, który rozprzestrzenia się w globalnej wiosce. Według niego żyjemy w społeczeństwie, które kładzie nacisk na pracę zawodową, pozory i wygląd zewnętrzny, ale odbiera nam przynależność do wspólnoty. W którym uginamy się pod oczekiwaniami wcale dla nas niekorzystnymi.

W tym morzu trudności kultura rzuca nam rozmaite „koła ratunkowe”, które Schwartz nazywa także rozpraszaczami[7]. Są kosztowne na wielu poziomach – trawimy życie, żeby na nie zarobić, puszczamy z dymem ropę naftową i wycinamy lasy, żeby je wyprodukować, tracimy przez nie na zdrowiu i relacjach, ale doraźnie sprawiają nam przyjemność. A co dostajemy?

telewizję, Internet, zakupy, pracę, papierosy, narkotyki, operacje plastyczne, diety, ćwiczenia, tłuste i słodkie jedzenie. Podsumowuje to John Updike: „Ameryka to wielki spisek, który ma cię uszczęśliwić”. Rozpraszacze są jedynie marnymi substytutami kontaktu z drugim człowiekiem. […] Im bardziej uparcie podążamy za rozpraszaczami, tym bardziej stajemy się odizolowani – zarówno od drugiego człowieka, jak i od samych siebie.

Jakby na dowód słuszności obserwacji Schwartza, w Ameryce emisja CO2 per capita jest mniej więcej 20 razy wyższa od bezpiecznego poziomu[8]. Najwyższa na świecie. Coś mocno nie działa.

Od razu staje mi przed oczami film z serii „Dopamina” na Arte TV. Czy jako społeczeństwo właśnie spędzamy noc na lajkowaniu Facebooka, dla kolejnego małego zastrzyku dopaminy rujnując zdrowie, relacje i otoczenie wokół nas?

Inny rodzaj szczęścia

Schwartz proponuje „inny rodzaj szczęścia”, ten związany z wewnętrzną integralnością. Kiedy ją mamy, rozpraszacze automatycznie przestają nam smakować, bo mamy coś o wiele lepszego. Nie potrzebujemy już tyle konsumować i błędne koło się odwraca. To ten moment, kiedy z przyjemnością wybieramy selerybę i czujemy się dzięki niej jeszcze lepiej, bo jest zdrowa. Kiedy chętnie idziemy na spacer, bo mamy dobrą kondycję dzięki pozbyciu się samochodu. Kiedy dzielimy się bez lęku, że dla nas zabraknie. Kiedy nie boimy się zmian, bo poczucie bezpieczeństwa mamy w sobie, a nie wyeksportowane do posiadania i konsumpcji.

Jest to wszystko mocno uproszczone

…jak zresztą wszystko, o czym tu piszę – ślizgam się po powierzchni, bo to ma być tylko krótki tekst. Jeśli chodzi o sanki, to strasznie mi ich szkoda, ale… to, co w nich najważniejsze, czyli ruch z bliskimi na świeżym powietrzu, to da się to zrealizować też na parę innych sposobów. Ciekawa jestem, czy powiązania między tymi wszystkimi przeczytanymi i obejrzanymi rzeczami, z których wyrósł ten tekst, jest tylko pozorna (od kiedy przeczytałam Pułapki myślenia Kahnemanna, własne myślenie nie wydaje mi się już takie oczywiste), czy też prawdziwa? Wniosek byłby jednak taki, jak zawsze: słuchajmy siebie i innych, bądźmy w kontakcie ze swoim ciałem, kochajmy, wzmacniajmy się, a mniej będziemy wpadać w pułapki tego świata. Zadanie na całe życie.

 

Do poczytania i obejrzenia

Jem Bendell, „Głęboka adaptacja: mapa nawigacyjna katastrofy klimatycznej”, http://lifeworth.com/DeepAdaptation-pl.pdf

Mark Maslin, Zmiany klimatu

Richard Schwartz, To na siebie od zawsze czekasz

IPCC — Intergovernmental Panel on Climate Change, https://www.ipcc.ch

Arte TV, Kto się boi zielonej energii, https://www.arte.tv/pl/videos/084757-000-A/kto-sie-boi-zielonej-energii/

Arte TV, Dopamina : Facebook https://www.arte.tv/pl/videos/085801-002-A/dopamina-facebook/

 

[1] Arte TV, Kto się boi zielonej energii, https://www.arte.tv/pl/videos/084757-000-A/kto-sie-boi-zielonej-energii/

[2] Richard Schwartz, „To na siebie od zawsze czekasz”

[3] Mark Maslin, Zmiany klimatu, s. 200.

[4] Jest to oczywiście nie takie proste, bo pani Przewodniczącej Komisji Europejskiej chodziło chyba nie tyle o konsumpcję, co o utrzymanie kultury, mentalności, podejścia do rozwiązywania konfliktów. Niemniej jest to kontrowersyjne, zwłaszcza zważywszy na to, że w celu odpędzenia uchodźców stosuje się drastyczne środki.

Dla porównania: “Europejski styl życia, czyli co?”https://www.batory.org.pl/blog_wpis/europejski-styl-zycia-czyli-co/

[5] Mark Maslin, Zmiany klimatu, s. 203.

[6] Do porównania: Jem Bendell, „Głęboka adaptacja: mapa nawigacyjna katastrofy klimatycznej”, http://lifeworth.com/DeepAdaptation-pl.pdf

[7] Richard Schwartz, „To na siebie od zawsze czekasz”, s. 24-33.

[8] Mark Maslin, Zmiany klimatu, s. 139.